Dlaczego tak mało osób rozumie rynek pracy?


Od czasu do czasu w mediach społecznościowych pojawiają się żalo-posty. Kandydaci narzekają, że firmy są „ble” i nie odpowiadają na aplikacje, a pracodawcy skarżą się, że „nikt nie chce pracować”. Można by pomyśleć, że rynek pracy to pole bitwy, gdzie każdy ze sobą walczy i nikt tej potyczki nie chce odpuścić.

Nie jest tajemnicą, że rynek pracy zmienia się dynamicznie. Mamy nowe technologie, nowe podejścia do rekrutacji, nowe oczekiwania po obu stronach. A mimo to, co chwilę ktoś ma poczucie, że coś tu nie działa. I ma rację – bo nie działa.

Kandydaci: szukam pracy, ale… nie poniżej pewnego standardu

Zacznijmy od kandydatów. Z jednej strony mamy osoby, które faktycznie wkładają wysiłek w poszukiwania, starają się dostosować do rynku, rozwijać umiejętności. Z drugiej – tych, którzy narzekają, że „nikt ich nie chce”, ale jednocześnie nie są skłonni zweryfikować swoich oczekiwań wobec ofert czy wynagrodzenia.

Automatyzacja aplikowania – czy to jeszcze rekrutacja?
Żyjemy w czasach, w których ChatGPT pisze CV, a boty wysyłają je hurtowo na każde ogłoszenie z odpowiednimi słowami kluczowymi. Co to oznacza? Firmy są zalewane aplikacjami, w których często nie ma żadnego dopasowania.

To z kolei sprawia, że rekruterzy zaczynają traktować napływające CV bardziej jak spam niż rzeczywiste zainteresowanie stanowiskiem. W efekcie cierpią ci, którzy faktycznie pasują do roli, ale giną w zalewie przypadkowych aplikacji.

„Spełniam chociaż 1% wymagań”
Krąży opinia, że warto wysyłać CV, nawet jeśli spełnia się tylko część wymagań. I słusznie – rynek pracy to nie matematyka, bo liczą się też potencjał i gotowość do nauki (a to może być dużo ciężej wymierzyć). Ale gdzie leży granica? Jeśli oferta wymaga biegłej znajomości języka obcego, a kandydat zna go jedynie w stopniu podstawowym, to na jakiej podstawie liczy na wyjątek? Zwłaszcza gdy oznaczałoby to konieczność dostosowania firmy do kandydata, a nie odwrotnie.

„Chcę się rozwijać” – ale czy na pewno?
Prawie każdy na rozmowie rekrutacyjnej mówi, że zmienia pracę, bo chce się rozwijać. Ale kiedy pada pytanie „Co zrobiłeś/-aś w tym kierunku?”, odpowiedzi często brzmią: „Myślałem o jakimś kursie…” albo „Może w przyszłości jakiś certyfikat”.

I tu pojawia się istotny punkt – rozwój nie dzieje się automatycznie po zmianie pracodawcy. Owszem, dobra firma daje możliwości, ale to kandydat musi chcieć z nich korzystać. Jeśli nie inwestujesz w siebie wcześniej, nie licz, że nowa praca zrobi to za Ciebie.

Przekwalifikowanie się a oczekiwania finansowe
To kolejny problem. Ktoś przez 10 lat pracował w branży X i zarabiał określoną kwotę. Teraz chce przejść do zupełnie nowej dziedziny Y, ale… oczekuje podobnej pensji.

Tylko że rynek nie działa w ten sposób. Jeśli zmieniasz branżę i startujesz praktycznie od zera, to musisz liczyć się z tym, że Twoje doświadczenie z poprzedniego zawodu może mieć niewielką wartość na nowej ścieżce.

Firmy: szukamy… sami nie wiemy kogo

Teraz druga strona medalu – pracodawcy. Wystarczy przejrzeć ogłoszenia, by zobaczyć, jak oderwane od rzeczywistości bywają wymagania.

Jednorożce poszukiwani, czyli stażyści z 3-letnim doświadczeniem
„Szukamy stażysty do analiz, najlepiej z zaawansowaną znajomością Excela, doświadczeniem w pracy na dużych zbiorach danych i umiejętnością modelowania finansowego.”

Brzmi świetnie, tylko… jakim cudem ktoś, kto dopiero szuka swojej pierwszej pracy, miał zdobyć takie doświadczenie? I jeszcze jedno – skoro już je ma, dlaczego miałby aplikować na staż za, najpewniej, najniższą krajową?

Ghosting i brak szacunku do kandydata
Zjawisko ghostingu, czyli ignorowania kandydatów po rozmowie, jest tak powszechne, że wielu zaczyna traktować je jako „standard”. Brak feedbacku, zapraszanie na rozmowy i odwoływanie ich w ostatniej chwili, przeciąganie procesu rekrutacyjnego miesiącami – to wszystko sprawia, że kandydaci tracą zaufanie do firm.

Niejasne oczekiwania i „modne hasła”
„Dynamiczne środowisko”, „możliwość rozwoju”, „atrakcyjne wynagrodzenie” – brzmi dobrze, ale co to oznacza? Jeśli po przeczytaniu oferty nadal nie wiadomo, czym właściwie będzie zajmować się osoba na tym stanowisku, to coś jest nie tak.

To samo dotyczy widełek finansowych. Wciąż wiele firm unika podawania wynagrodzenia w ogłoszeniach, a potem są zdziwione, że kandydaci marnują ich czas, odrzucając ofertę po pierwszej rozmowie.

To dokąd zmierzamy?

Mam wrażenie, że wszyscy gdzieś pędzą. Kandydaci wysyłają CV na chybił trafił, nie analizując ofert. Firmy publikują ogłoszenia, które nie mają sensu. Rekrutacje przeciągają się tygodniami, a potem ktoś narzeka, że „nikt nie chce pracować” lub „nie ma kompetentnych ludzi na tym rynku”.

Może warto na chwilę się zatrzymać? Kandydaci – zastanówcie się, czy rzeczywiście aplikujecie tam, gdzie macie szansę i czego realnie oczekujecie. Firmy – przemyślcie, kogo szukacie i czy Wasze wymagania są realistyczne.

Bo jeśli tak dalej pójdzie, to rynek pracy nie tylko zwariuje. On po prostu przestanie działać. A może już przestał… 🤔